Viktoria Stasenko jest coachem i pomaga osobom w kryzysach życiowych. Pomaga również rozwiązywać problemy związane z biznesem. W swojej 17-letniej karierze wiele razy pracowała z aktorkami i modelkami. Towarzyszyła im na planach zdjęciowych i konkursach piękności. Teraz sama startuje w konkursie Miss/Mrs Transcontinental Europe. Jako reprezentantka Polski dostała się do finału. Głos na nią można oddać TUTAJ do 27.07 do godziny 20:00.
Wywiad powstał w ramach cyklu Startup Generation.
Czym zajmuje się Pani w ramach startupu?
Viktoria Stasenko: w ramach startupu działam drugi rok, ale jako coach pracuję już ponad 17 lat. Od 2016 roku mieszkam w Polsce. Pomagam osobom, które przechodzą przez kryzys życiowy. Wielu moich klientów prowadzi swoje biznesy. Kiedy przychodzą do mnie i mówią, że na przykład mają problem z finansami, okazuje się, że przyczyna nie jest wcale biznesowa. Do problemu trzeba podejść całościowo. Sprawdzić, co się dzieje w życiu prywatnym, w rodzinie. Ważne jest zachowanie balansu na wszystkich płaszczyznach.
Mogę to opisać na przykładzie. Często pracuję z aktorkami i modelkami. Nie mogę zdradzić nazwisk, ponieważ to informacje poufne. Jedna z moich klientek zagrała w polskim filmie „Wesele” i później jej kariera stanęła w miejscu. Odkryłyśmy, że ma pewne problemy z komunikacją z innymi osobami. Zmieniła swoje nastawienie i jej kariera ruszyła.
Jaka była pani droga do założenia startupu?
Dołączyłam do Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój StartUp”, kiedy skończyłam studia magisterskie na Społecznej Akademii Nauk w Warszawie, na kierunkach zarządzanie oraz stosunki międzynarodowe.
Karierę rozpoczynałam w Ukrainie, gdzie skończyłam filologię i historię. Miałam wtedy 21 lat. Zaczęłam pracować jako nauczycielka języka ukraińskiego w szkole. Chciałam lepiej zrozumieć zachowania moich uczniów, dlatego skończyłam jeszcze psycholingwistykę. W tym czasie wyszłam za mąż. Niestety małżeństwo nie było udane. Doświadczyłam przemocy domowej.
Rozwiodłam się i znalazłam schronienie w Polsce. Skończyłam tu studia. Podczas nich trzy razy skorzystałam z programu Erasmus w innych krajach. Jestem wdzięczna, że Polska dała mi tyle możliwości. Teraz mam okazję się odwdzięczyć.
Po ataku Rosji na Ukrainę pracowałam jako woluntariuszka z uchodźcami. Przekazuję dalej dobro, które sama otrzymałam. Nazywam to karmą plus.
Na czym polega konkurs, w którym reprezentuje Pani Polskę?
W międzynarodowym konkursie Miss/Mrs Transcontinental Europe rywalizują kobiety, które osiągnęły sukces zawodowy, które są piękne na zewnątrz i w środku. Menedżerka tego wydarzenia napisała do mnie i zaprosiła mnie do reprezentowania Polski.
Przeszłam przez kilka etapów konkursu i dostałam się do finału razem z 12 innymi kobietami. To, że znalazłam się wśród nich, już jest dla mnie sukcesem i sprawia, że czuję się jak zwyciężczyni. Pierwszy raz w życiu biorę udział w tak dużym, międzynarodowym konkursie. Jeździłam na takie wydarzenia z moimi klientkami, a teraz przyszła kolej na mnie (śmiech).
Finał odbędzie się w Budapeszcie. Będzie tam mnóstwo gości i media z całego świata. Od 7 lat mieszkam w Polsce i ten kraj jest dla mnie jak druga matka. Jestem dumna, że mogę go reprezentować na tak prestiżowym wydarzeniu. Jeśli wygram, będzie to wspaniała promocja dla Polski i dla mnie osobiście.
Dyrektorką konkursu jest Sabrina Pinion, znana aktywistka i działaczka. Doświadczyła przemocy domowej i pomaga kobietom z podobnymi przeżyciami.
O wygranej zadecydują głosy widzów. Wysłanie 1 głosu kosztuje 1 euro. Na Wiktorię można głosować do 27.07 do godziny 20:00 TUTAJ.
Co sprawia Pani największą radość w prowadzeniu startupu?
Kiedy widzę rezultaty mojej pracy. To, jak ludzie po sesjach ze mną zmieniają swoje życie i stają się szczęśliwsi. Nie mam czasu na prowadzenie mediów społecznościowych i strony internetowej. Większość osób trafia do mnie z polecenia, a nie z internetu. Również dzięki temu wiem, że moja praca przynosi dobre rezultaty. Klienci są zadowoleni i dzielą się tym z innymi.
Pracując jako coach trzeba kochać ludzi bardziej niż pieniądze. Sesja ze mną to nie 50 minut, za które trzeba słono zapłacić. Na pierwszej sesji klient często potrzebuje opowiedzieć o swoich problemach, wygadać się. Rozmawiamy 2-3 godziny, jeśli jest taka potrzeba. Ja cierpliwe słucham i później zadaję pytania.
Co jest najtrudniejsze w Pani pracy?
Z moimi klientami odbywam 10 sesji. Po czwartej lub piątej często następuje moment kryzysowy. Klienci zaczynają źle się czuć i wątpić, że coś się zmieni. Mogę to porównać z sytuacją, kiedy kogoś boli kręgosłup i idzie do fizjoterapeuty na sesje dziesięciu masaży. Po pięciu masażach tę osobę boli całe ciało, a nie widzi jeszcze rezultatów. Zaczyna wątpić w to, że masaże pomogą. Myśli: „może to nie dla mnie, tracę tylko pieniądze”.
Jak sobie Pani z tym radzi?
W takim momencie robię z klientem dodatkową sesję „wspierającą”. Podczas niej daje się wygadać klientowi. Ja aktywnie słucham. Czasami to są dwie lub trzy sesje, zależy od osoby. I to wystarczy. Kryzys mija i idziemy dalej.