Nie trzeba się na to zgadzać, niczego kliknąć ani się zgadzać. Wystarczy używać. Dane biometryczne naszych zachowań już są używane przez banki, firmy wydające kart kredytowe, a nawet wielkie sieci handlowe. Nawet europejskie RODO robi wyjątek dla tych danych.
American Express, Mastercard, Royal Bank of Scotland, a to zapewne wierzchołek góry lodowej. Gromadzą dane o posługiwaniu się klawiaturą, myszką i telefonem komórkowym. Dzięki temu chcą zapobiegać oszustwom i wyłudzeniom.
O co chodzi z danymi biometrycznymi?
Każdy używa elektroniki na swój sposób. W charakterystyczny sposób uderza w klawiaturę, przesuwa myszkę, z różną prędkością przeklikuje się przez serwisy i aplikacje.
Telefony trzymamy w dłoni pod różnym kątem, z określoną siłą dotykamy ekranu, czy go przesuwamy. Inaczej, gdy jesteśmy w pracy za biurkiem, inaczej, gdy jedziemy komunikacją miejską czy siedzimy ze znajomymi w restauracji.
Telefony naszpikowane czujnikami
Współczesne smartfony to mobilne maszyny, które na bieżąco generują dane o swoim położeniu i tym, jak są używane. Te dane charakteryzują nas w bardzo zniuansowany sposób. Innymi słowy jesteśmy śledzeni non stop.
Okazuje się, że wszystkie te dane (i pewnie o wiele więcej szczegółowych kwestii posługiwania się urządzeniami) są bardzo przydatne i, jak twierdzą banki czy wystawcy kart kredytowych, służą zapobieganiu wyłudzeniom, oszustwom etc.
By było bezpieczniej, by sprzedawało się lepiej
BioCatch to jedno z amerykańskich przedsiębiorstw, które zgromadziło już dane kilkudziesięciu milionów użytkowników. Inne, Folter, ma dane biometryczne 175 mln ludzi z ponad 180 krajów.
Wykrywanie oszustw to tylko jedna strona medalu. Dane trafiają również do wielkich sieci handlowych.
Ich wartość odkryły już zarówno niewielkie startupy, jak też duże instytucje finansowe. Jak przekonują, bez tych danych biznes nie będzie możliwy.
Źródło: nytimes.com