Na całym świecie, w krajach dotkniętych koronawirusem, półki z papierem toaletowym świeciły pustkami, a w wielu miejscach świecą nadal. Powstają memy, challenge z żonglowaniem i wszechobecne żarty – papier wyznacznikiem luksusu. Wszyscy wiemy, kogo winić: tych panikarzy i magazynierów, którzy zakupili przecież całe tony w przygotowaniach do apokalipsy. Ale czy na pewno?
Na początku warto zauważyć, że papier toaletowy nie jest jedynym produktem, z którego zaopatrzeniem wystąpił problem. Tyle, że w przeciwieństwie do środków dezynfekujących ręce czy maseczek – papier toaletowy nie spełnia żadnej specjalnej funkcji w przypadku pandemii. Produkcja papieru odbywa się tak samo jak wcześniej, a koronawirus nie powoduje biegunki. Więc co się z nim dzieje?
W Polsce pojawiały się głosy, że wszystko spowodowane jest starszym pokoleniem, pamiętającym czasy PRLu. To wtedy papier był luksusem, którego próżno było szukać na sklepowych półkach, a nauczeni doświadczeniem konsumenci w panice sięgnęli po to, czego faktycznie nie dało się dostać. Zaczęto jednak zauważać, że problem ten, dotyka nie tylko nasz kraj, kiedy Stany Zjednoczone rozpaczliwie walczyły o rolkę do swojej toalety.
Zjawisko analizowało wielu psychologów z różnych zakątków świata, snując rozmaite teorie. Jedną z popularniejszych, z którą niewątpliwie większość z nas się zgodzi, było sztuczne nakręcanie spirali strachu. Zdjęcie pustych półek, na których zabrakło papieru rozbiegło się po internecie. Nie wiedząc kiedy, spowodowało to lawinę kolejnych zdjęć, wycieczek do sklepu po papier, a także, z psychologicznego punktu widzenia – chęć bycia częścią społeczności borykającej się z tym samym problemem. Tym sposobem każde spostrzeżenia „Zrobię zdjęcie, że mam papier” lub „Pokażę, że papier się skończył” tylko nakręcało resztę, która nie zdążyła jeszcze spanikować. I to była wersja psychologów.
Z odpowiedzią pospieszyli ekonomiści. Twierdzą, że cała sytuacja nie ma nic wspólnego ani z psychologią, ani z łańcuchem dostaw. Nie trzeba zakładać, że większość konsumentów nagle stała się chciwa lub irracjonalna, aby zrozumieć, w jaki sposób koronawirus wywołał gwałtowny wzrost popytu. Możecie śmiało przestać się zastanawiać, gdzie Wasi sąsiedzi przechowują te setki rolek papieru.
W mediach pominięto jedną dość istotną kwestię. Przemysł papieru toaletowego jest podzielony na dwa, w dużej mierze odrębne rynki: komercyjny i konsumencki. Pandemia sprawiła, że skupiliśmy się na tym drugim. Ludzie naprawdę muszą kupować znacznie więcej papieru toaletowego – nie dlatego, że przesiadują w toalecie więcej i dłużej, ale dlatego, że korzystają z niej obecnie głównie z domu. Pracując w większości zdalnie, nie korzystamy już z toalet w miejscu pracy, w szkołach, w restauracjach, w hotelach lub na lotniskach.
Georgia-Pacific, wiodący producent papieru toaletowego z siedzibą w Atlancie, szacuje, że przeciętne gospodarstwo domowe zużyje o 40% więcej papieru toaletowego niż zwykle, jeśli wszyscy jego członkowie pozostaną w domu przez całą dobę. To ogromny skok popytu na produkt! Dodatkowo, trzeba zwrócić uwagę, że papier toaletowy wykonany na rynek komercyjny jest zasadniczo innym produktem niż papier toaletowy kupiony w sklepie. Występuje w dużych rolkach, zbyt dużych, aby zmieściły się w większości domowych pojemników. Sam papier jest cieńszy i bardziej użyteczny, pakowany osobno i wysyłany na dużych paletach, a nie w jasno oznakowanych opakowaniach po sześć lub 12 sztuk.
Zadacie zapewne pytanie, dlaczego nagle firmy produkujące papier nie skupią się w stu procentach na produkcji konsumenckiej i nie nadprodukują papieru? Otóż, jeśli wydadzą teraz sporo pieniędzy, aby ponownie skupić się na kanale sprzedaży detalicznej, napotkają ten sam problem odwrotnie, gdy ludzie wrócą do pracy. Podczas gdy papier toaletowy jest na prawdę ekstremalnym przypadkiem, podobna dynamika może również tymczasowo zakłócić dostawy innych towarów – nawet jeśli nikt nie gromadzi, ani nie panikuje.
Jeśli są jakieś dobre wieści, to takie, że możemy przestać obwiniać braki rzekomym idiotyzmem innych konsumentów. Zwróćmy też uwagę, że wiele firm, restauracji wyprzedaje swoje nadwyżki papieru. Nie jest to jeszcze tak popularne w Polsce, ale w Stanach to bardzo popularny zabieg.