Julia Karpowicz w swoim startupie zajmuje się suszeniem kwiatów i ich konserwacją w żywicy. W ten sposób powstają wyjątkowe przedmioty, takie jak witraże, zakładki do książek, podkładki pod kubki. W ofercie Julia Karpowicz ma także suszenie i konserwację bukietów ślubnych. Z kwiatami jest związana od dziecka. Jak się okazuje – ich suszenie nie jest wcale takie proste. Potrzeba specjalnych metod, aby kwiaty zachowały swój kolor i kształt.
Wywiad powstał w ramach cyklu Startup Generation.
Czym zajmuje się Pani w ramach startupu?
Rękodziełem. Konserwuję suszone rośliny w żywicy epoksydowej. Najpierw zbieram żywe rośliny, następnie je suszę. Ostatni etap to konserwacja w żywicy.
Z żywicy można tworzyć, co tylko się chce. Ja postawiłam na dodatki do domu – tworzę głównie witraże, podkładki pod kubki oraz zakładki do książek. Te ostatnie są najpopularniejsze w mojej ofercie. Klienci wybierają je na prezent lub dla siebie.
Tworzę również witraże z bukietów ślubnych. Działa to tak, że panna młoda przesyła do mnie swój bukiet ze świeżych kwiatów, a ja je suszę i konserwuję. W ten sposób powstaje wyjątkowa pamiątka z pięknego dnia, jakim jest ślub.
Witraże łączę też z makramą. Jest ona jednak mniej popularna niż kiedyś, dlatego skupiam się na suszeniu kwiatów w żywicy.
Jak najlepiej wyeksponować witraż w domu?
Żywica pozornie jest twardym materiałem, ale łatwo się w niej wierci. W ten sposób można zrobić otwory, które będą służyć do powieszenia witrażu na ścianie. Oferuję też specjalne podstawki, które panna młoda może wybrać zamiast wiercenia. Wtedy witraż można postawić na półce.
Dlaczego zdecydowała się Pani zająć rękodziełem?
Od zawsze ciągnęło mnie do rękodzieła, ale ciężko mi było znaleźć na to czas. Kiedy skończyłam studia, postanowiłam, że zajmę się czymś manualnym. Zaczęłam robić makramy. Wiedziałam, że na rynku jest duży wybór produktów z makramy i chciałam swoje czymś wyróżnić. Temat kwiatów jest mi bardzo bliski i postanowiłam połączyć te dwa materiały.
W ten sposób powstał pomysł suszenia kwiatów i konserwowania ich w żywicy, tak aby były twarde, nie kruszyły się i zachowały swój kształt. Postanowiłam, że kwiaty będę wplatać w sznurki do makramy. Tak powstał mój startup: „Sznurki i rośliny”.
Dlaczego temat kwiatów jest Pani bliski?
Wychowałam się w domu jednorodzinnym z dużym ogrodem, pełnym kwiatów. Zajmowała się nimi moja mama. Kiedy wyprowadziłam się do dużego miasta na studia, brakowało mi bliskości kwiatów i tego ogrodu. Dzięki temu, że suszę i konserwuję kwiaty, mogę je mieć na co dzień, nawet w dużym mieście.
Dlaczego zdecydowała się Pani założyć startup?
Wcześniej byłam studentką i nie miałam stałej pracy. Obecnie pracuję na etacie jako urbanista miejski. Jednocześnie zaczęłam tworzyć rękodzieło w ramach działalności nierejestrowanej. Zdecydowałam się założyć startup, kiedy mój biznes zaczął się rozwijać. Nie jest jednak jeszcze na tyle rozwinięty, żeby się z niego utrzymać.
Małymi kroczkami staram się jednak coraz więcej czasu poświęcać mojemu startupowi, bo sprawia mi to ogromną radość. Ostatnio zmniejszyłam sobie etat na 4/5, co pozwala mi na lepszą organizację pracy.
Co sprawia Pani największą radość w prowadzeniu stratupu?
Największą radość sprawia mi praca z kwiatami. Na prowadzenie startupu składa się nie tylko rękodzieło, ale też kontakt z klientem, prowadzenie mediów społecznościowych, zdobywanie klientów na różne sposoby, formalności.
Ale to na pracę z kwiatami chcę poświęcać jak najwięcej czasu. Uwielbiam ich delikatność i piękno. Kiedy umieszczam je w prasie, wspaniale pachną. Radość sprawia mi, kiedy widzę, że ususzone kwiaty wyglądają prawie jak żywe.
Bardzo lubię, kiedy klient jest zadowolony i wysyła wiadomości, w których wyraża zachwyt. Biorę też udział w stacjonarnych targach i bardzo lubię, kiedy klienci do mnie przychodzą i mówią, że mój produkt im się podoba. Że wręczyli go komuś na prezent. Bezpośredni kontakt z klientem jest zupełnie inny niż ten przez internet.
Co sprawiało Pani największe trudności i jak sobie Pani z nimi poradziła?
Początkowo najtrudniejsze było dla mnie suszenie kwiatów. Wydawało mi się to bardzo proste. Myślałam, że wystarczy włożyć kwiaty między kartki książki i za chwilę się ususzą. Szybko okazało się, że to tak nie działa.
Jeśli kwiaty mają w sobie dużo wilgoci, co zależy od gatunku, to zaczynają się robić brązowe i brzydkie. Musiałam więc cały czas udoskonalać metody suszenia i dostosowywać je do różnych gatunków. Tak naprawdę cały czas się uczę. Jeśli mam do czynienia z nowym gatunkiem, muszę znaleźć dla niego odpowiednią metodę suszenia.
Początkowo miałam doświadczenie z suszeniem tylko kwiatów polnych i ogrodowych. Okazało się, że kwiaty z kwiaciarni, które wchodzą w skład bukietów ślubnych, są zupełnie inne. Mają więcej wody, zupełnie inną teksturę, są grubsze. Musiałam więc nauczyć się, jak się nimi dobrze zaopiekować.
Nie ćwiczyłam na gotowych bukietach klientek. Kupowałam różne gatunki kwiatów w kwiaciarniach i testowałam rozmaite metody suszenia.
Jaką metodę Pani wybrała?
Są różne metody suszenia, ja robię to na płasko. Układam kwiaty pojedynczo w prasach. Muszę więc rozdzielić bukiet. Następnie tworzę własną kompozycję, po ustaleniu szczegółów z panną młodą. Biorę pod uwagę to, jak bukiet wyglądał pierwotnie. W ten sposób najczęściej powstaje jeden duży witraż.
Czasami z tych samych kwiatów panna młoda zamawia dodatki, na przykład zakładki do książek czy podkładki pod kubki. Wtedy może mieć bukiet ślubny przy sobie w codziennym życiu.
Jakie są najpopularniejsze metody suszenia kwiatów?
Można suszyć kwiaty metodą tradycyjną, czyli w prasach. To najpopularniejsza metoda i ja z niej korzystam. Prasę można zrobić samemu w domu. Wystarczy przekładać kartki papieru na zmianę z kartonikami, które mogą być wycięte z opakowań po produktach spożywczych. Wkładamy do środka kwiaty, układamy warstwami i dociskamy czymś ciężkim. Pod wpływem ciężaru kwiaty spłaszczają się.
Mniejsze kwiaty można suszyć w książce, ale nie każdy gatunek będzie się do tego nadawał. Są firmy, które zajmują się suszeniem kwiatów w 3D. W ten sposób powstają grube odlewy żywiczne. Najbardziej dostępną metodą jest kasza manna. Obsypujemy nią roślinę, z której kasza wyciąga wilgoć. To też nie jest idealna metoda do każdego kwiatu. Nie mogę jednak zdradzić moich sekretnych metod suszenia różnych gatunków roślin (śmiech).
Jak się Pani tego wszystkiego nauczyła?
Podstawy przeczytałam w internecie, ale nie ma tam za dużo informacji na temat suszenia kwiatów. Moje sposoby powstały metodą prób i błędów.
Dlaczego zdecydowała się Pani działać w branży ślubnej?
Rok temu brałam ślub. Pomyślałam, że chciałabym zasuszyć własny bukiet. W internecie widziałam realizację metodą 3D, ale ta forma nie spodobała mi się. Widziałam też konserwację bukietu ślubnego przez umieszczenie kwiatów w ramie. Z doświadczenia wiem, że ta metoda ma sporo wad. Kwiaty pod wpływem słońca mogą blaknąć, tracić kolor i kształt. Mogą po prostu rozpaść się w tej ramie.
Zdecydowałam się na suszenie na płasko i konserwację w żywicy epoksydowej. Tak więc pierwszym bukietem ślubnym, który zakonserwowałam, był mój własny. Dzięki temu, w łatwy sposób, mogłam pokazać moją ofertę innym paniom młodym. Część z nich zamówiło mój produkt w poprzednim sezonie, dzięki czemu mogłam stworzyć portfolio. Spodziewałam się trzech zamówień, a ostatecznie zakonserwowałam 20 bukietów. Zajmuję się bukietami z całej Polski.
Jak można wysłać do Pani bukiet ślubny tak, aby się nie zniszczył?
Klientki wysyłają do mnie kwiaty kurierem lub przesyłką konduktorską. Dostarczam im specjalną instrukcję. Zawiera ona informacje, jak bezpiecznie zapakować bukiet, aby kwiaty dotarły do mnie niezwiędnięte, w całości.
Produkty Julii Karpowicz można zamówić TUTAJ.