Julia Marcinowska założyła startup w Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój Startup” o nazwie „Ja.Kobieta.Wiedźma”. Dlaczego wybrała taką drogę i co dla niej oznacza bycie „wiedźmą? Na czym polega gimnastyka słowiańska, ceremonie kakao i kręgi kobiet? Dowiedz się z wywiadu.
Rozmowa powstała w ramach cyklu StartUp Generation.
Monika Blandyna Lewkowicz: czym zajmuje się Pani w ramach startupu?
Julia Marcinowska: Wiedźmuję (śmiech). Słowo „wiedźma” w naszym języku ma negatywne konotacje. Kojarzy się z czarownicą, która rzuca uroki. A tak naprawę to słowo wywodzi się od wyrażenia „ta, która ma wiedzę”. Czyli wiedźma to kobieta, która wie, która jest połączona ze sobą, ze swoją intuicją, mądrością wewnętrzną. Każdy z nas ma to w sobie. Ja cały czas się tego uczę, ponieważ jest to proces, który trwa całe życie. Uczę też tego moje klientki.
W ramach mojego startupu „Ja.Kobieta.Wiedźma” prowadzę sesje energetyczne: oczyszczania energetycznego, channelingowe, czyli polegające na spotkaniu z duszą oraz terapie poprzednich wcieleń. Oprócz tego prowadzę gimnastykę słowiańską, ceremonie kakao, kręgi kobiet oraz warsztaty mandalove.
Co to jest gimnastyka słowiańska?
To jedna z praktyk fizyczno-energetyczno-duchowych dla kobiet. Gimnastyka słowiańska jest prawdopodobnie tak stara, jak joga. Może mieć nawet 4 tysiące lat. Była przekazywana drogą ustną z kobiety na kobietę, z matki na córkę.
Gimnastykę słowiańską ćwiczyły kobiety z naszych rejonów, czyli z Polski, Ukrainy, Białorusi i zachodniej części Rosji. Jeden z białoruskich profesorów zebrał na ten temat informacje przez badania terenowe. Jeździł ze wsi do wsi, rozmawiał ze starszymi kobietami i na podstawie ich relacji spisał cały komplet ćwiczeń.
Z jednej strony są więc to ćwiczenia fizyczne. Jest ich 27. Są podzielone na trzy światy, w które wierzyli Słowianie. To świat boski, który ćwiczymy stojąc, świat średni, czyli ludzki – jego ćwiczymy na kolanach oraz świat dolny, naszych przodków, który ćwiczymy na łokciach i kolanach, w tak zwanej pozycji na czworaka. Do każdego ze światów jest 9 ćwiczeń.
Każde ćwiczenie odpowiada za konkretną energię, na przykład zmiany, odrodzenia, oczyszczenia, obfitości finansowej czy relacji miłosnych. Są to więc ćwiczenia na różne aspekty naszego życia. Każde z nich ma swoje słowiańskie symbole.
Oprócz 27 ćwiczeń każda kobieta, na podstawie daty, godziny i miejsca urodzenia, ma dobrany swój indywidualny zestaw ćwiczeń. Jest ich 7.
Jaki jest cel tych ćwiczeń?
Praktyka gimnastyki słowiańskiej wiele zmienia w kobietach. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że ćwiczenia wpływają na układ hormonalny. Automasaż, który robimy podczas ćwiczeń, powoduje regulację cyklu miesiączkowego. Zmniejsza bóle menstruacyjne i PMS (zespół napięcia przedmiesiączkowego – red.).
Gimnastyka daje dużo na poziomie ciała, ale też emocji. Obserwuję u swoich klientek wzmocnienie poczucie własnej wartości i wiary w siebie. Gimnastyka słowiańska pozwala na kontakt z własną intuicją. Sprawia, że przestajemy wszystko analizować i racjonalizować. Daje poczucie wewnętrznego spokoju. Kobiety zaczynają nabierać odwagi do zmian i realizacji pasji.
Prowadzi też Pani warsztaty malowania mandal. Co to jest mandala?
Mandala sanskrytu znaczy „święty krąg”. To obraz na planie koła. Ma starą tradycję, jest na przykład usypywana z pisaku przez mnichów buddyjskich. Potrafią nad nią pracować nawet dwa lata. Sypią oni, na planie koła, pieczołowicie wypracowane wzory. To jest pewnego rodzaju medytacja. Liczy się droga, tworzenie obrazu, a nie cel i wynik końcowy.
Mandale zaczęła wykorzystywać psychologia. Freud zauważył, że kiedy zaczynamy rysować kuliste kształty, uspokaja się układ nerwowy.
Ja, prowadząc warsztaty mandalove, zapraszam do spotkania z samym sobą, ze swoją intuicją. Klientka zaczyna od intencji. Wyznacza, czego chciałaby się dowiedzieć o sobie. Wchodzimy w krótkie wyciszenie poprzez medytację. Później przychodzi czas na intuicyjne malowanie.
Następnie interpretujemy rysunek. Patrzymy na kolory i kształty. Taka mandala to informacja z podświadomości. Oprócz tego rysowanie mandali to niesamowity relaks.
Przejdźmy do ceremonii kakao. Czym jest?
Kakao jest uznawane za teachers plant, czyli roślinę mocy, roślinę-nauczycielkę. Tak myśleli między innymi Inkowie i Aztekowie. Wierzyli, że kakaowiec, jako roślina, przyczyniła się do powstania wszechświata. Ma bardzo głęboki system korzeniowy i szerokie liście, dlatego uznawali, że łączyła niebo z ziemią.
Ziarna kakaowca kiedyś były bardzo cenne. Do tego stopnia, że kakao było środkiem płatniczym. Ceremonialnego kakao nie kupimy w pierwszym lepszym sklepie. To nieodtłuszczone, bezpośrednio zmielone ziarna. Stanowią grubą bryłę, którą trzeba pokroić na mniejsze kawałki, a później ugotować.
Takie kakao jest bombą witaminową, ma mnóstwo mikro i makroelementów. Ma też mocne działanie pobudzające i energetyczne.
Jak to Pani rozumie?
Energetyczne na zasadzie otwierania przestrzeni serca. Można to różnie rozumieć. Chodzi o to, że kakao łączy nas samych ze sobą.
Ceremonie, które ja prowadzę, to najczęściej kręgi kobiece. Składamy intencje i pijemy kakao. Ma ono zupełnie inny smak, niż to z supermarketu. Jest tłuste, gęste, czasami bardzo gorzkie. Niektórzy potrzebują je dosłodzić.
W trakcie ceremonii na poziomie emocji odczuwam miękkość do siebie i świata. Otwieram się na relacje z innymi. Dużo zależy też od rodzaju kakao. Od części świata, z której pochodzi produkt, zależy jakie będzie mieć działanie. Jedne rodzaje pobudzają do tańca, eksploracji w ruchu, inne do komunikacji, otwartości. Czasami ceremonia kakao pozwala powiedzieć trudne rzeczy, których wcześniej nie mieliśmy odwagi wyrazić. Jeszcze inne rodzaje sprzyjają wewnętrznej medytacji.
Ja do każdej ceremonii dobieram konkretny temat, np. zaufanie do świata, śmierć i odrodzenie, czy zaglądanie do własnej ciemności. Nasza ciemność to miejsca wyparte, których nie lubimy, zamiatamy pod dywan i nie chcemy na nie patrzeć.
Ważne jest, żeby mimo wszystko przyjrzeć się im i objąć to miejsce miękkością serca. Przyznać, że taka bywam, że „ja jestem każda”. Czasem się złoszczę, czasem jestem smutna, czasem jest mi źle, ale to nie świadczy o tym, że jestem gorsza od innych.
Co się dzieje podczas kręgów kobiet?
Krąg to figura geometryczna, która jest zamknięta. Nie ma początku ani końca. Siadając w kręgu wszystkie jesteśmy równe. Nie ma lepszych i gorszych. To spotkanie w pełnym partnerstwie i siostrzeństwie.
Ja występuję jako osoba, która moderuje spotkanie, ale nie jestem lepsza czy gorsza. Podczas tych spotkań dzieją się różne rzeczy, a my się do tego dostosowujemy. Krąg to miejsce, w którym można usiąść i spokojnie zajrzeć w głąb siebie, poczuć własne emocje i podzielić się nimi, jeśli mamy taką potrzebę.
Niektóre z nas nie mają bliskiej osoby, z którą mogłyby podzielić się swoimi sprawami z całkowitą otwartością. Krąg to bezpieczne miejsce, żeby to zrobić.
Jedna z podstawowych zasad kręgu to brak oceniania. Jeśli ktoś chce, może poprosić o radę lub wsparcie. Idea kręgu uczy siostrzeństwa. Możemy wyjść z roli rywalizacji i być w prawdzie. Z kręgu możemy coś wynieść i coś do niego wnieść, pomóc innej kobiecie.
A na czym polegają sesje energetyczne?
Tematy sesji energetycznych mogą być różne. Przykładowo ktoś skończył relację miłosną i chce domknąć nierozwiązane sytuacje czy konflikty. Możemy spotkać się na sesji z konkretną energią i doprowadzić do uporządkowania emocji.
Sesja może też polegać na przyglądaniu się, jak energia płynie w ciele i dociekania skąd u klienta bierze się na przykład brak sił. Sesja może też dotyczyć spotkania z wewnętrznym dzieckiem lub traum. W dużej mierze jest to praca psychologiczna.
Chanelling to formuła, w której łączę się z duszą klienta i przesyłam dla niego informacje. Często klient pyta mnie o konkretne rzeczy, na przykład „jaka jest moja życiowa misja?”, „jak rozwiązać problem w relacji?”, „jaki zawód wybrać?”.
Dusza zawsze szanuje nas jako istoty ludzkie i naszą wolną wolę, więc rzadko podaje odpowiedzi wprost. Ona nie mówi „zrób to”, tylko „cokolwiek zrobisz, będzie to doświadczeniem. Ty wybierasz, weź odpowiedzialność za swoje życie”. Odpowiedzi przychodzą najczęściej w postaci symbolicznych obrazów, które są bardzo konkretne.
Czy to oznacza, że w trakcie sesji ma Pani wizję?
Obrazy schodzą do mnie od duszy klienta. Następnie tłumaczę, jak można je interpretować. Opowiadam, co widzę. Przykładowo na jednej z sesji dziewczyna pytała o relację miłosną. Pojawiły się dwie kule – jedna ciemna, a wokół niej złota kula światła.
Oznaczało to, że jej partner był w trudnym stanie emocjonalnym a ona weszła w rolę opiekunki. I w tym momencie dusza daje sygnał: „to nie tak ma wyglądać. Musisz stać się osobną kulką. Żyj swoim życiem, a on swoim. Wyjdź z roli ratownika. Przestań chronić partnera ze wszystkich stron, nawet jeśli on upadnie na samo dno. Widocznie musi to zrobić, żeby móc się odbić. Im bardziej będziesz go ratować, tym trudniej będzie Wam razem funkcjonować”.
A czy terapia poprzednich wcieleń jest związana z wiarą w reinkarnację?
Ma to związek z reinkarnacją, ale ja nie podpisuję się pod żadnym dogmatem religijnym. Mnie pokazuje się energia, z której można wyczytać, że nasze doświadczenia na Ziemi nie są jednorazowe. Nasza dusza przychodzi na świat wiele razy. Czasem nawet na inne planety. Wyróżnia się młodsze dusze i starsze dusze, które reinkarnowały więcej razy.
W trakcie terapii nurkujemy w konkretne wcielenie, które na przykład pokaże nam, dlaczego teraz mamy problem z finansami. Szukamy praprzyczyny obecnej sytuacji. Być może w poprzednim życiu coś, co nie zostało rozwiązane. Próbujemy ten problem rozwiązać w energii i być może w obecnym wcieleniu sytuacja też się wyprostuje.
Wróćmy do początków. Dlaczego zdecydowała się Pani zostać wiedźmą?
To był proces do stawiania naprzeciwko tego, czego chcę od życia. To nie zadziało się od razu. Od kiedy pamiętam, interesowałam się psychologią i rozwojem osobistym. Wydawało mi się, że to może być moja pasja, ale niekoniecznie źródło utrzymania.
Po studiach socjologicznych poszłam do pracy w korporacji. Po roku skończyłam z depresją. Dużo rzeczy w tym czasie nałożyło się na siebie w moim życiu prywatnym. Później poszłam ścieżką trenerską i pracowałam w kilku firmach szkoleniowych.
Etapem przełomowym był moment, w którym zdecydowałam się na założenie ośrodka rozwojowego z moim byłym partnerem. To miejsce – CUD Grochów – prowadziliśmy w Warszawie przez 5 lat. CUD to skrót od Ciało, Umysł, Dusza. Przyświecała mi idea holistycznego rozwoju.
Byłam w depresji i odkryłam, że to, co na mnie działa to z jednej strony psychoterapia, a z drugiej zajęcia jogi. Okazało się, że ulga w ciele przynosi mi też rozwiązanie w emocjach. Wtedy zrodziła się we mnie idea miejsca, które połączy różne metody. Otworzyła mi się ścieżka do świata duchowego i pracy z energią.
Przez wiele lat sama ćwiczyłam gimnastykę słowiańską. Przy kolejnym kryzysie życiowym pomyślałam, że mogłabym to robić zawodowo. Zaczęłam szukać kursów instruktorskich. Wiedziałam, że chcę odejść z CUD-u, ale nie chciałam szukać pracy na etacie w kolejnej korporacji. Zagrałam va banque. Poszłam za głosem serca. Tak narodził się pomysł na „Ja.Kobieta.Wiedźma”.
Na początku oferowałam tylko lekcje gimnastyki słowiańskiej. Później skończyłam kolejne kursy – channelingu, oczyszczania energetycznego, terapii poprzednich wcieleń. Teraz jest to moją codziennością, robię to zawodowo.