Klaun Dyzio to artysta, który w branży rozrywkowej działa już 20 lat. Na swoim koncie ma 2000 zrealizowanych imprez, nadal się rozwija i planuje kolejne imprezy. W wywiadzie opowiedział nam o swoim startupie. Przypominamy, że jest to nasz drugi wywiad pisemny przeprowadzony z beneficjentami Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój StartUp”. Pierwszy z nich możecie przeczytać klikając tu: Wywiad z MOVIEsię Studio.
– W branży imprez dla dzieci działa Pan od 1999 roku. Czym jest dla Pana działalność rozrywkowa i estradowa?
-Sposobem na życie, a także sposobem na nie poddawanie się marazmowi ogólnopolskiego narzekania.
– Nie wpadł Pan w rutynę wykonując od 20 lat jeden zawód?
– Myślę, że nie. Dzięki temu mam sprawdzone odzywki, po których wiem,że ludzie się śmieją.
– Czy Pana nazwa Klaun Dyzio ma swoją genezę?
– Klaun Dyzio to nazwa zaczerpnięta z bardzo dawna. Nawet tu zaskoczę – mam zgodę wcześniejszego posiadacza pseudonimu z przedwojennego cyrku Wróbelek i dzięki temu mam zastrzeżony znak patentowy na Klaun Dyzio do 2023 roku.
– Skąd pomysł na to, aby Pana działalność była startupem?
– Bo normalna biznesowa działalność w Polsce to porażka.
– Kiedy powstał ten startup?
– W 2014 roku, a potem już z nowym oddziałem w Katowicach na ul. Warszawskiej odnowiłem umowę w 2016 roku. Ale sam klaun Dyzio to historia z 1999 roku.
– Co daje Panu prowadzenie takiego startupu?
– Spokojny sen, wcześniej jako przedsiębiorca miałem zrywy nocne typu „jasny gwint jutro ZUS, skąd wziąć jak kasa za tydzień”, teraz śpię spokojnie. Dodatkowo, mam na moje międzynarodowe występy spółkę w USA i to dobrze współgra.
– Co znajdziemy w Pana ofercie?
– To co na wizytówce, czyli: klaun, komik i balonowy dekorator.
– Która z usług jest najczęściej zamawiana?
– Wszystkie się równoważą.
– Mógłby Pan opowiedzieć nam jakąś śmieszną przygodę, która się Panu przytrafiła podczas występu lub ogólnie w czasie imprez dla dzieci?
– W centrum Warszawy bodajże w 2008 roku pewien Pan zaprosił mnie na domówkę, okazał się on znaną postacią francuskiej dyplomacji, siedzieliśmy i robiliśmy razem zwierzaki z balonów, przy tym popijając winko to było bardzo zaskakujące.
– Czy zamierza Pan rozszerzyć swoją działalność?
– Moja działalność to obecnie maksimum, jakie może ogarnąć jedna osoba. Wszystko się równoważy, spłata i przeplata. Swoisty biznesowy ZEN, więc nie ma potrzeby, żeby się bardziej rozszerzać. Zostałem wychowany w duchu jedzenia małymi łyżkami, więc ten rozmiar zaspokaja moje potrzeby.
– Jakie ma Pan plany na dalszy rozwój biznesu?
– Myślę o stworzeniu fabryki płynu do baniek na Karaibach. Uważam, że choć czterdzieści lat na karku to mimo to można przebić sukces Pustefixa – najbardziej znanego na świecie producenta, który zaczął po czterdziestce. Startupowcom chciałbym powiedzieć, że sky is the limit. Walczcie o Wasze marzenia. Nie zawsze trzeba od razu mieć maybacha. Uśmiech o poranku jest cenniejszy od faktury na kilka tysięcy. Uśmiechaj się do swojego biznesu jak najczęściej.