– Każdy może zostać ratownikiem – przekonuje Rafał Hanas, założyciel startupu w Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości. W jego ramach oferuje m.in. zabezpieczenie imprez masowych, szkolenia z pierwszej pomocy czy terapię wodorem. Rafał Hanas pracuje też w szpitalu jako ratownik i kierowca karetki. Nie zawsze jest to łatwa praca. – Mimo trudności nadal czuję pasję do tego zawodu, wykonuję go już 12 rok. Staram się cały czas rozwijać, dzielić wiedzą, szkolić inne osoby – wyjaśnia ratownik w rozmowie z twoj-biznes.pl. Swoją pasją zaraził żonę.
Czym zajmuje się Pan w ramach startupu?
W ramach startupu „Specjalistyczna Grupa Medyczna RH Puls” prowadzimy działalność medyczną w zakresie pomocy wyjazdowej, zabezpieczenia imprez masowych, konsultacji i porad lekarskich oraz wielostronnego stosowania wodoru molekularnego. Mamy do dyspozycji w pełni wyposażoną karetkę oraz motoambulans.
Poprzez startup chcę rozpropagować działalność ratowniczą oraz zbudować wśród społeczeństwa świadomość udzielania pierwszej pomocy, z której prowadzimy szkolenia. Ważnym aspektem edukacyjnym jest fakt, że każdy może zostać ratownikiem.
Dlaczego zdecydował się Pan założyć startup?
Przez 10 lat pracowałem w Wielkiej Brytanii jako tzw. first responder na zespołach wyjazdowych. Przeszedłem drogę typową dla każdego ratownika, czyli najpierw odbyłem szkolenia podstawowe, później specjalistyczne.
Po powrocie do kraju przez wiele miesięcy szukałem odpowiedniego miejsca dla siebie, gdzie mógłbym wykorzystać zdobyte doświadczenie – z pomocą przyszedł Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu. Pracowałem na oddziale kardiochirurgii, gdzie miałem okazję poznać fantastyczny zespół kardiochirurgów i kardiologów niosących pomoc pacjentom w najcięższych przypadkach.
Dzięki uprzejmości lekarzy obserwowałem wiele inwazyjnych procedur medycznych, co pozwoliło utrwalić wiedzę i zapoznać z najnowocześniejszymi metodami diagnozowania i leczenia chorób kardiologicznych. To doświadczenie zachęciło mnie do aktywnego poszukiwania pracy w wyjazdowych zespołach medycznych.
Nadal pracuje Pan w szpitalu?
Jak najbardziej. Po odbyciu kursów z Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy oraz instruktorskiego z Pierwszej Pomocy zatrudniłem się w Dolnośląskim Szpitalu Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu jako ratownik i kierowca karetki specjalistycznej oraz w prywatnym pogotowiu.
Jakie są podstawy pierwszej pomocy?
Przede wszystkim wiara w siebie i w to, że jako osoba postronna jestem w stanie odpowiednio zareagować. Podstawa to nie dać zwyciężyć strachowi. Niestety stres paraliżuje wiele osób, ale trzeba go przełamać i podejść do poszkodowanej osoby.
Inna podstawowa zasada jest taka, że jeżeli chcesz udzielić pierwszej pomocy, najpierw musisz zadbać o własne bezpieczeństwo. Następnie trzeba odpowiednio rozeznać stan poszkodowanego i w ramach protokołu ABC (udrożnienie dróg oddechowych, sprawdzenie oddechu i krążenia) udzielić mu adekwatnej pomocy.
Kolejny krok to wezwanie zespołu pogotowia ratunkowego i udzielanie tej pomocy do momentu przyjazdu karetki – wykwalifikowani ratownicy przejmą medyczne czynności ratunkowe i w razie konieczności przetransportują pacjenta do najbliższego szpitala.
Inna ważna kwestia to przełamanie strachu przed poproszeniem osób postronnych o pomoc, np. przy dostaniu się do poszkodowanego albo resuscytacji.
Pamiętajmy, że prawidłowe udzielenie pierwszej pomocy zdecydowanie zwiększa szansę poszkodowanego na przeżycie.
Jak pokonać paraliżujący strach?
Poznając samego siebie. Reguła jest taka: poznaj swoją słabość i pracuj nad nią. Wtedy będziesz w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji. To praca psychologiczna.
Warto też zastosować technikę odwrócenia, czyli zastanowić się, czego bym oczekiwał/-a, gdybym to ja był/-a osobą poszkodowaną. Lepiej spróbować i podjąć się wykonania RKO (resuscytacji krążeniowo-oddechowej) w ramach łańcucha przeżycia, nawet jeśli boimy się, że połamiemy komuś żebra. Dajemy szansę poszkodowanej osobie na to, żeby przeżyła.
Osoby, które przychodzą na szkolenia z pierwszej pomocy, uczą się na profesjonalnym fantomie i sprzęcie do resuscytacji (zestawy wspomagania oddechowego AMBU, defibrylatory AED itp.). Wiedza pomaga im przełamać strach. Zyskują zaufanie do samych siebie.
Rozmawiamy dużo o strachu. A czy zdarzają się sytuacje, w których osoby postronne nagrywają lub robią zdjęcia, zamiast pomagać?
Niestety zdarza się to prawie za każdym razem, kiedy karetka przyjeżdża na wezwanie. Najgorsze jest to, że te materiały są później rozpowszechniane w intrenecie. Na ratowników spada hejt.
Pojawiają się komentarze, że mogliśmy coś zrobić lepiej lub użyć innych technik. Inni mają pretensje, że nie biegniemy, tylko idziemy ze sprzętem. A zasada jest taka, że jeśli ktoś oddycha i jest przytomny, czyli ma zachowane funkcje życiowe, to ratownicy nie biegną, bo muszą też zadbać o własne bezpieczeństwo. Jeśli nam się coś stanie, to kto będzie udzielał pomocy?
My jako ratownicy musimy zachować zimną krew, nie możemy zabronić nagrywania. A niektóre osoby próbują podejść jak najbliżej poszkodowanego, żeby mieć lepsze ujęcia.
Przekaz do tych osób jest prosty: jeśli nie chcesz pomagać (a powinieneś, ponieważ zgodnie z przepisami każda osoba powinna udzielić pierwszej pomocy), to przynajmniej nie przeszkadzaj.
Jakie są największe trudności w Pana pracy?
W zawodzie ratownika najtrudniejsze są postawy roszczeniowe pacjentów. Bywa, że oczekują od nas cudów, rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrobić. Nie doceniają naszej pracy, nie szanują jej.
Wiele osób obwinia nas o błędy systemu ochrony zdrowia, który jest niedofinansowany i boryka się z brakami kadrowymi. Mają do nas pretensje, że np. musieli czekać na karetkę. Albo gdy po przyjeździe do przychodni okazuje się, że lekarz już wyszedł. A my spóźniliśmy się 15 minut, bo przedłużyła się pomoc poprzedniemu pacjentowi.
Wszystko jest zależne od liczby zespołów, które są dostępne danego dnia oraz od liczby zleceń. Jako ratownicy nie mamy na to wpływu. Niestety nie jesteśmy w stanie spełnić wszystkich oczekiwań, mimo, że jesteśmy gotowi do realizacji nawet najcięższych zadań.
Jak radzi sobie Pan z tymi wyzwaniami?
Zawsze staram się podchodzić do pacjentów z maksymalną empatią, przy czym zachowuję asertywność.
Mimo trudności nadal czuję pasję do tego zawodu, wykonuję go już 12 rok. Staram się cały czas rozwijać, dzielić wiedzą, szkolić inne osoby.
Udało mi się przekonać do ratownictwa medycznego żonę, która z zawodu jest audytorem bankowym. Przeszła szkolenie i teraz jako aktywny ratownik w miarę dostępnego czasu realizuje naszą wspólną pasję na zabezpieczeniach medycznych czy jako instruktor wspiera naszą szkołę Pierwszej Pomocy.
A co sprawia Panu największą radość?
Jeśli uda się kogoś uratować, pomóc. Mogę podać przykład. Znam rodzinę chłopca, który jest dotknięty jedną z najrzadszych chorób. Powoduje ona porażenie czterokończynowe. Dziecko funkcjonuje na domowym respiratorze.
Cztery razy zdarzyło się, że przyjeżdżałem karetką, aby zabrać go do kliniki. Rodzice chłopca witają mnie zawsze z otwartymi ramionami, uśmiechają się, proponują kawę lub poczęstunek. To jest bardzo miłe, że ktoś docenia moją pracę.
Na czym polega terapia wodorem?
Terapia wodorem jest znana w Polsce mniej więcej od dwóch lat. Polega na inhalacjach wodorem molekularnym, czyli jego wielocząsteczkową postacią. Ten związek bardzo pozytywnie wpływa na nasz organizm. Drugi element terapii to spożywanie wody z dużą zawartością wodoru.
Zastosowanie wodoru powoduje, że osoby, które cierpią na różnego rodzaju choroby kardiologiczne i neurologiczne, zdrowieją w szybkim tempie. Wodór „odmładza organizm”, usuwa toksyny i uzupełnia uszkodzone DNA, gdyż ma możliwość adaptacji w najgłębszych częściach naszych komórek.
Wdychając wodór eliminujemy wolne rodniki, które przyczyniają się do powstawania komórek nowotworowych. Wodór poprzez swoje możliwości terapeutyczne znalazł zastosowanie w ponad 170 jednostkach chorobowych – wspomaga leczenie przy chorobach skóry, trudno gojących się ranach, cukrzycy, zapaleniach wątroby, przewlekłej obturacyjnej chorobie płuc, COVID-19 czy artretyzmie.
Jednemu z naszych pacjentów, który przeszedł udar i cierpi na chorobę Parkinsona, miesięczna terapia wodorem pozwoliła na wstanie z łóżka i swobodne poruszanie się. W internecie można znaleźć mnóstwo przykładów pacjentów, którzy dzięki terapii wodorem powrócili do normalnej sprawności.
Czy terapia wodorem jest ogólnodostępna w Polsce?
W naszym kraju jest tylko kilka punktów, które oferują wypożyczenie urządzenia do wodorowania, czyli generatora wodoru. Oferują też usługę terapii wodorem.
Ta metoda nie jest jednak popularna, mało osób ją stosuje. Nie ma świadomości, jak bardzo może pomóc pacjentom, czyli przyczynić się do tzw. zysku klinicznego. Dlatego tak bardzo zależy nam na promocji tego typu terapii w Polsce.
Pan także oferuje terapię wodorem.
Tak. Od kilku tygodni nasza marka WODOROVE LOVE, funkcjonująca w ramach RH PULS, ma w swojej ofercie wyjazdowe terapie wodorem. Pacjenci mają możliwość skorzystania z usługi w obecności ratownika, który na miejscu przeprowadza podstawowe badania, a także monitoruje parametry pacjenta w trakcie procedury. Terapia jest absolutnie bezpieczna dla pacjenta – wodór nie powoduje żadnych skutków ubocznych.
Serdecznie zapraszamy wszystkich chętnych do skorzystania z usługi – aktualnie na terenie Wrocławia prowadzimy akcję promocyjną – wynajem urządzenia na 10 dni to koszt 1200 zł. Z terapii mogą korzystać jednocześnie dwie osoby, co pozwala na oszczędność rzędu 1500 zł.
Z usług Rafała Hanasa można skorzystać TUTAJ.