Małgorzata Kubów jest psychoterapeutką dzieci i młodzieży. Pracuje także na odziale psychiatrycznym dla młodzieży. W wywiadzie z twój-biznes.pl opowiada, z jakimi problemami zgłaszają się rodzice kilkuletnich dzieci, a z jakimi nastolatki. Wyjaśnia, co zmieniło się w jej pracy po pandemii. – Trzeba docenić rodzica, który zgłosił się z dzieckiem na terapię, ponieważ już wykonał pewną pracę. Uświadomił sobie, że coś jest nie tak i że mógł coś zrobić źle albo coś przeoczyć. To jest trudne – komentuje. W wywiadzie odnosi się też do zapaści polskiej psychiatrii dziecięcej.
Rozmowa powstała w ramach cyklu Startup Generation.
Czym zajmuje się Pani w ramach startupu?
Jestem psychoterapeutką dzieci i młodzieży. Przyjmuję pacjentów od 4 do 18 roku życia. Czasami też osoby, które ukończyły 18 lat, ale nie wkroczyły jeszcze w etap dojrzałości. Prowadzę spotkania indywidualne i grupowe we Wrocławiu.
Pracuję w nurcie psychodynamicznym, co oznacza terapię długoterminową. Nie prowadzę spotkań interwencyjnych. Cele, na jakie umawiamy się z rodzicami i pacjentami, nie są do „odhaczenia” na kilku spotkaniach. Najkrócej terapia może potrwać kilka miesięcy, ale zazwyczaj są to procesy wielomiesięczne.
Jak wygląda praca z kilkuletnimi dziećmi?
Mój gabinet jest dostosowany do pracy z małymi dziećmi, wygląda podobnie do sali przedszkolnej. Są w nim zabawki, materiały plastyczne, dywan, poduszki, rozkładane materace. Mamy też klocki piankowe, z których można układać budowle wielkości człowieka.
Sala jest większa od klasycznego gabinetu psychoterapeutycznego. Czasami dzieci mają potrzebę poskakać lub pobiegać i musi być do tego odpowiednia przestrzeń.
Z czym zgłaszają się rodzice najmłodszych pacjentów?
Jeśli chodzi o wiek przedszkolny, są to z jednej strony problemy natury fizjologicznej: z zaparciami lub biegunkami, z utrzymywaniem higieny, jadłowstrętem. Z drugiej strony są to fobie, np. lęk przed konkretnym obiektem lub miejscem, rozwijająca się fobia szkolna, lęki związane z zasypianiem, lęki związane z wychodzeniem poza środowisko domowe.
U starszych dzieci są to trudności z zachowaniem w szkole, np. problem z dyscypliną czy podporządkowaniem się zasadom. Inne problemy to bójki z rówieśnikami, wyśmiewanie przez rówieśników, wykluczenie, bullying.
U starszych osób – wewnętrzne trudności, takie jak nieakceptowanie siebie, autoagresja (np. samookaleczanie czy głodzenie). Życie w wirtualnym świecie, uciekanie w gry, uzależnienia od substancji lub czynności.
Kolejny aspekt to trudności relacyjne – w zbliżeniu się do kogoś, w zawiązaniu bliskich, głębokich i satysfakcjonujących relacji. Konflikty z rodzicami, perfekcjonizm, fobia szkolna.
Problemem u moich pacjentów jest też brak energii do działania po pandemii. U niektórych osób powrót do czynności, które kiedyś nie były nawet kwestionowane, takie jak ubranie się, umycie i pojechanie do szkoły komunikacją miejską, okazuje się nie do przeskoczenia.
Co jeszcze zmieniło się po pandemii?
Równolegle z prowadzaniem startupu, pracuję na oddziale dziennym psychiatrycznym dla młodzieży. Po liczbie interwencji na oddziale widzę, że zwielokrotniło się natężenie problemów, które były już przed pandemią.
Dodatkowo pandemia wywołała lęk, złość, frustrację. Później nastąpił efekt zamrożenia i dopiero teraz te emocje powoli puszczają i objawiają się ze zwielokrotnioną siłą.
A jak wygląda praca z młodzieżą?
Przy pracy z młodzieżą trzeba uwzględnić to, że jest ona w specyficznym momencie rozwoju, który charakteryzuje się określonymi zachowaniami.
U osoby dorosłej można by na podstawie takich zachowań zdiagnozować zaburzenia. Jednak w przypadku nastolatków mieszczą się one w normie rozwojowej. Trzeba pamiętać o tym, że osobowość pacjenta jeszcze się kształtuje. Fizjologia i umysł, który na tym etapie bardzo intensywnie dojrzewa, będzie zapraszał do niektórych zachowań.
Przy pracy z dziećmi i młodzieżą ważna jest nie tylko perspektywa pacjenta. Uwzględniamy system rodzinny, w którym oni żyją. Jest więc to praca na trzech płaszczyznach: z pacjentem, jego rodzicami i z tym, co dzieje się między rodzicami. To też ma wpływ na dziecko czy nastolatka.
Jak wygląda praca z rodzicem podczas terapii dziecka?
Na pewno nie tak, że rodzic ma dziecko przyprowadzić, odprowadzić i zapłacić. Ja od rodzica wymagam, musi się zobowiązać do pewnych rzeczy.
Dziecko nie funkcjonuje samo w kosmosie. Ma ze mną kontakt w gabinecie, a później wraca na 7 dni do środowiska, z którego przyszło.
Praca u mnie na terapii jest więc długa i angażuje wszystkich. Ale przynosi rezultaty.
Jakie ma Pani rady dla rodziców? Kiedy powinna pojawić się czerwona lampka, że może trzeba pójść z dzieckiem do psychoterapeuty/-tki?
Warto słuchać swoich dzieci. Niestety często spotykam się z takim mechanizmem, że to szkoła jest pierwszą instytucją, która zwraca rodzicowi uwagę, że coś jest nie tak.
Co więcej – zdarza się, że kiedy szkoła wzywa rodziców na rozmowę, oni złoszczą się i są niezadowoleni, że nagłaśnia się jakiś problem, zamiast zamiatać go pod dywan. Złoszczą się na pedagoga szkolnego i na dziecko, że o czymś mu opowiedziało.
Z drugiej strony cieszę się, że bycie w terapii nie jest już obciachem. Coraz młodsze dzieci chcą sięgać po taką pomoc. Zachęcam rodziców, żeby ośmielili się podążać za nimi. Zaakceptowali, że jeśli dziecko ma potrzebę pójścia na psychoterapię, to jest ona realna.
Zwłaszcza, jeśli dziecko ma trudności, które nie mijają z czasem, ale tylko się intensyfikują. Udawanie, że ich nie ma, nie sprawi, że one zniknął. Bez dotarcia do przyczyny problemów, one będą tylko narastać i przybierać coraz to inne formy.
Myślę też, że trzeba docenić rodzica, który zgłosił się z dzieckiem na terapię, ponieważ już wykonał pewną pracę. Uświadomił sobie, że coś jest nie tak i że mógł coś zrobić źle albo coś przeoczyć. To jest trudne. Przyznawanie się do naszych błędów, słabości, czy niedociągnięć w dzisiejszym świecie nie jest mile widziane. Zawsze mamy być przygotowani, opanowani, idealni.
Ubolewam nad tym, że nasz system szkolnictwa nie uczy już od dziecka, czym są emocje i jak sobie z nimi radzić. Nikt też nie uczy, jak zostać rodzicem. Nie ma systemowych rozwiązań, które przygotowałby na rodzicielstwo. Sięgamy po jedyne umiejętności i narzędzia, które mamy, które wynieśliśmy z domu.
I specjalista jest od tego, żeby przekazać dzieciom te kompetencje, umiejętności, narzędzia, których nie mogą dostać od rodziców.
Czy zgadza się Pani ze stwierdzeniem, że terapia jest teraz modna?
Cieszę się, że ostatnimi czasy, chodzenie do psychologa czy psychiatry, nie jest już tematem tabu. Nawet jeśli to jest moda – to super. To jest moda, która leczy. Dzięki niej można poprawić jakość swojego życia i funkcjonowania.
Dlaczego zdecydowała się Pani zostać psychoterapeutką?
Zawsze chciałam nią być. W trakcie studiów nie wiedziałam jeszcze, w którym kierunku pójdę. Okazało się, że praca z dziećmi jest zgodna z moim temperamentem i podejściem do życia.
Zaczęłam pracę od prowadzenia grup terapeutycznych i dalej to robię. Są to grupy dziecięce i młodzieżowe. Później zaczęłam pracę indywidualną.
Pomysł na założenie startupu podsunęła mi koleżanka. Podeszłam do niego z otwartym umysłem i postanowiłam zaufać Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości „Twój Startup”.
Co sprawia Pani największą radość w pracy?
To, że moja praca nigdy nie jest nudna. Nigdy do końca nie wiem, czego się spodziewać. Każdy nowy człowiek i jego rodzina, to nowa historia. Bardzo dużo uczę się od pacjentów – o życiu, o sobie, o innym człowieku.
To jest praca, która zaprasza do rozwoju. Nie wyobrażam sobie wykonywać tego zawodu mechanicznie. Robię to w pełnej świadomości i skupieniu. Każdy proces terapeutyczny poddaję superwizji i to wymaga otwartości.
Radość sprawia mi też oczywiście to, że widzę efekty mojej pracy. One nie przychodzą z dnia na dzień. Przy odrobinie cierpliwości, czasem większej, czasem mniejszej, przychodzą stopniowo. I wiem, że są długoterminowe. To nie jest „efekt wydmuszki”, który po czasie się degraduje.
Pracujemy z pacjentem długo, po to, żeby zmiany były fundamentalne – ugruntowały się i wrosły w młodego człowieka. Żeby zdobył narzędzia do pracy nad sobą i się wzmocnił. Cieszy mnie, że mogę dzielić się moją wiedzą i dać komuś coś, co z nim zostanie na długo.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakby psychoterapia była dla mnie tylko hobby. To jest praca, momentami bardzo ciężka i trudna. Przygotowanie do niej zaczęło się wiele lat temu. Poświęciłam na nie setki godzin – podczas kolejnych studiów i licznych szkoleń.
Psychiatria dziecięca jest obecnie w zapaści. Jak Pani to skomentuje?
Z mojej perspektywy jest to przykre. Specjaliści dziecięcy są bardzo potrzebni. Spotykam się z taką praktyką, że z powodu ich braku, rodzice idą ze swoimi dziećmi i młodzieżą do lekarzy, którzy zajmują się dorosłymi.
Czasami przynosi to więcej kłopotów niż pomocy. Przykładowo dobranie leków dla dziecka, które są lekami dla dorosłych, jest ryzykowne. Nie powinno się tak dziać, ale jest, jak jest.
Z usług Małgorzaty Kubów można skorzystać TUTAJ.