Chyba nie ma kraju, którego nie dotknęłaby inflacja spowodowana najpierw pandemią koronawirusa, potem rosyjską agresją na Ukrainę i w związku z tym – skomplikowaną polityką zagraniczną. Właściwie przyczyny inflacji można wymieniać bez końca. Za każdą rzecz i usługę musimy teraz zapłacić więcej i nie powinien dziwić fakt, że za koncerty i wydarzenia kulturalne również.
Tylko w ubiegłym roku ceny biletów wzrosły aż o 28 procent. Według portalu eBilet, publiczności nie odstraszają wyższe koszty, wręcz przeciwnie, „potrzebują spotkań, doznań i oderwania od codzienności. Fan jest w stanie jednorazowo przeznaczyć więcej pieniędzy na długo wyczekiwany koncert ulubionej gwiazdy”.
Bilet na koncert czy wakacje?
I mimo wzrostu ceny biletów, koncerty nadal się wyprzedają. Za niedawny występ Beyonce, widzowie musieli zapłacić nawet 2 tys zł. Wejście na koncert Harrego Stylesa kosztuje około 1400 zł, a fani Depeche Mode mogą kupić bilet od 600 zł, ale są też takie, za 4 tys zł.
Występy rodzimych artystów również są droższe. Jeszcze 2-3 lata temu mogliśmy usłyszeć i zobaczyć polskie gwiazdy już od 50 zł. Teraz ceny biletów zaczynają się od stu, a gdy w grę wchodzą większe wydarzenia, takie jak Męskie Granie czy Open’er musimy zapłacić od 400 zł do nawet 1200 zł.
W komentarzach pod wydarzeniami wrze od narzekań. Niektórzy zwracają uwagę, że za cenę jednego biletu można wyjechać na dwutygodniowe wakacje lub wynająć mieszkanie w stolicy. Niewątpliwie te ceny szokują, niemniej czym są wspomnienia ze spotkania z idolem względem pieniędzy?
Źródło: eBilet/Twój Biznes